czwartek, 10 września 2015

Summer au-pair. Palmy, słońce i drinki



Rzadko kiedy wielkie wydarzenia spotykają się z wielkimi liczbami, stąd tak ciężko zapamiętać, że uchwalenie konstytucji 3 maja to 1791, a Titanic zatonął w 1912r. Ja natomiast stale płynę, już czterdzieści dziewięć dni unoszę się na powierzchni an-pairskiego lifestyle'u. W tym bardzo mało jubileuszowym dniu podsumowuje pierwszy etap mojej pracy, który nie miał zbyt wiele wspólnego z założeniami umowy i prawidłowym funkcjonowaniem mojego organizmu.



 

Ze względu na przerwę wakacyjną moje dni wyglądały zazwyczaj zgodnie z poniższym planem:

6.10 - zwleczenie się z łóżka, poranna herbata/kawa, przebranie się w najcieplejszy możliwy zestaw, śniadanie - owoc i muesli z mlekiem
7.00-8.00 - zabawa z chłopcami, bawienie się w camping, czytanie, próby przebrania H.
8.00 - śniadanie chłopców (weetabix - pełnoziarnisty wafel/baton zalany mlekiem z łyżeczką dżemu morelowego
8.15-8.20 - zabawy chłopców ciąg dalszy
8.20-8.30 - mycie zębów, pakowanie chłopców oraz całego ich ekwipunku (plecak, kurtka, bluza) do auta
8.30-9.00 - jazda do przedszkola, zostawienie H. na zajęciach wakacyjnych
9.00-9.30 - powrót do domu z O., który nie chodził na zajęcia wakacyjne
9.30-12.00 - zabawa z O., zwykle czytanie na zmianę w zabawę w szpiegowanie "baddies" w ogrodzie; czasem spacery lub ćwiczenie judo
12.00-12.30 - lunch, zwykle polegający na podgrzewaniu lub ugotowanie gotowych produktów
12.30-13.00 - zabawa z O.

13.00-15.00 - rest time O., czyli jego czas wolny na samodzielną zabawę w swoim pokoju. Dla mnie te dwie godziny w praktyce oznaczały sprzątanie zabawek z salonu i pokoju chłopców, posprzątanie kuchnii, przygotowanie przekąsek dla chłopców, ewentualnie wypranie ubrań, przebranie pościeli, umycie auta (prace domowe wyznaczone zgodnie z umową)
15.00-15.30 - krótki czas na zabawę
15.30-16.20 - odebranie H. z przedszkola, w czasie podróży polskie lub niemieckie płyty z piosenkami, czas na przekąskę
16.20-17.00 - zabawy czas dalszy, często w ogrodzie; w piątki dodatkowo trzy bajki CBeebies
17.00 - tea time, co przewrotnie wcale nie oznacza herbaty! kolacja dla chłopców, do kolacji porcja owoców, potem witaminki i mleko dla O.; powrót Alex do domu
17.30/18.00 - przygotowanie chłopców i wanny do kąpieli, historyjki/piosenki/przytulania mające uspokoić chłopców
18.00-18.30 - raczej pluskanie się w wannie niż mycie się i przebieranie do piżamy, mleko dla H., Alex kładzie chłopców do łóżka, a ja mówię im "night night" i znikam z ich pola widzenia
18.30-19.00 - posprzątanie w łazience po kąpieli, posprzątanie zabawek w ogrodzie/salonie, ogarnięcie kuchni po kolacji, ewentualnie zbieranie prania ze sznurów i poskładania na kupki

Prezent, jaki dostałam od hostów po pierwszym tygodniu pracy

I okres bycia au-pair w liczbach:

Kwiaty, które dostałam od HF oraz zaraz obok
kubek z cytatami z książek Marka Twaina
(prezent z wakacji w Ameryce)
niepoliczalna (już po pierwszym tygodniu) ilość godzin spędzonych na skype
538x zdjęć
23x podpunktów Practical English Usage
14x wysłanych pocztówek
12x dni urlopu (bez weekendów; urlop host family)
7x odcinków Twin Peaks (lub 1 sezon)
7x wycieczek do Londynu
6x filmów
4x posty na lang-8
2x kawy w Starbucksie
2x świetne koncerty (Years&Years i Gordon City)
2x tosty z Marmite
1x nowa torba
1x przeczytana książka - "The Wonderful Wizard of Oz"
1x fish&chips
1x poważny płacz załamania

Zabrzmiało groźnie, było natomiast bezsilnie. W ciągu pierwszego okresu au-pairowania czasu wolnego (pomijając wakacje rodziny) nie miałam zbyt wiele. Bezustannie są gdzieś zabawki, które można posprzątać; ubrania, które można pozbierać; naczynia, które można włożyć do zmywarki. Albo jestem mistrzem w znajdowaniu sobie zajęcia albo po prostu moja praca jest wykalkulowana z zaokrągleniem w dół.
Tak samo jak pracowałam dwa razy ciężej niż zakłada umowa, tak samo dwukrotnie więcej zarobiłam. Straty poniesione przez organizm trudno jednak szybko naprawić, nie mam jednak pretensji do host family, bo są najlepszymi gospodarzami, do jakich mogłam trafić.

Jezioro w Hyde Parku (żeby ktoś nie miał wątpliwości, że to moja HF)

Oboje są zabiegani i ciężko pracują zawodowo, żeby zaraz po powrocie do domu stać się ciepłymi i angażującymi się rodzicami, starają się poświęcać swój czas mnie i nigdy od czasu mojego przyjazdu nie poczułam się tutaj kimś gorszym lub niechcianym. Dbają o mnie zaopatrując mnie w słodycze, typowo brytyjskie przysmaki (Lemon Curd odkryciem września!). Rozmawiają ze mną, pomagają się odnaleźć (po 49 dniach nadal tego potrzebuję!) i są bardzo pomocni.Oboje mówią pięknym angielskim, mają półki wypchane książkami, do których mam pełen dostęp. I mieszkają w Henley-on-Thames, jednym z najpiękniejszych miast, jakie widziałam do tej pory.

Nie Henley, ale też ładnie
I ja też tu mieszkam od 50 dni już, bo liczenie rozpoczynamy od przylotu wieczorem 22 lipca na Heathrow. Rozpoczynamy II etap au-pairowania - autumn term, semestr jesienny.



Żegnam Was słowami, jakimi przedstawiała mnie HM innym rodzicom w pierwszym dniu szkoły

-this is our new au-pair, the 'good' one
an-pair

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz