Nie chce mi się pisać, i to nie dlatego, że marzną mi palce (dzisiaj widziałam "Frozen"!). Wysuwam jednak dłonie zza minikocyka i stukam w klawiaturę, by pozostać fair wobec za-zeszłopostowego (Dziesięć zaległych postów cz.1) postanowienia i swojej przygody, którą wciąż staram się skrupulatnie opisywać. Trzeba przyznać, że w końcu mam do tego okazję, bo listopad był bardzo intensywnym miesiącem. Dużo podróży - tych dalekich (Liverpool i westchnienie ulgi) i bliższych, których jeszcze nie zdążyłam opisać, kiedy już planowałam kolejne wyjazdy.
niedziela, 20 grudnia 2015
Gdzie byłam, kiedy mnie nie było cz.2
Nie chce mi się pisać, i to nie dlatego, że marzną mi palce (dzisiaj widziałam "Frozen"!). Wysuwam jednak dłonie zza minikocyka i stukam w klawiaturę, by pozostać fair wobec za-zeszłopostowego (Dziesięć zaległych postów cz.1) postanowienia i swojej przygody, którą wciąż staram się skrupulatnie opisywać. Trzeba przyznać, że w końcu mam do tego okazję, bo listopad był bardzo intensywnym miesiącem. Dużo podróży - tych dalekich (Liverpool i westchnienie ulgi) i bliższych, których jeszcze nie zdążyłam opisać, kiedy już planowałam kolejne wyjazdy.
wtorek, 15 grudnia 2015
Ratunku! Christmas holidays!
Na progu czterech dni z dzieciakami w domu zbieram myśli i inspiracje. O ile do tej pory Boże Narodzenie mogło rodzić niepokój "jak przeżyć te święta", w przypadku au-pair pytanie brzmi "jak do świąt dożyć". Będąc w najgorszym do tej pory nastroju homesick, odliczam dni do ekonomicznego lotu do Berlina (!) i przygotowuje konspekt na przerwę zimową.
W większości miast powstają zimowe parki rozrywki, ale dla mnie wystarczającym wyzwaniem jest utrzymanie chłopaków na metrach kwadratowych domu, więc skupiam się głównie za zajęciach przy stole/w ogrodzie. W końcu wiele rzeczy ma potencjał ukryty.
środa, 9 grudnia 2015
Dziesięć zaległych postów cz.1
Liverpool |
sobota, 5 grudnia 2015
Jo już nikaj nie jada! #liverpooltakistraszny
Nigdzie już nie jadę! - pomyślałam w niedzielę, 28 listopada, kiedy po traumatycznych przejściach wracałam do Londynu. Ostatni dłuższy wyjazd w tym roku skumulował wybitną dawkę pecha, którą próbowałam powstrzymać permanentnie towarzyszącym mi szczęściem. Tak więc jestem w swoim pokoju w Henley. A niewiele brakowało, bym została w Liverpoolu, patrząc w morze jak żelazny posąg/dama (niepotrzebne skreślić).
Subskrybuj:
Posty (Atom)