niedziela, 20 grudnia 2015

Gdzie byłam, kiedy mnie nie było cz.2



Nie chce mi się pisać, i to nie dlatego, że marzną mi palce (dzisiaj widziałam "Frozen"!). Wysuwam jednak dłonie zza minikocyka i stukam w klawiaturę, by pozostać fair wobec za-zeszłopostowego (Dziesięć zaległych postów cz.1) postanowienia i swojej przygody, którą wciąż staram się skrupulatnie opisywać. Trzeba przyznać, że w końcu mam do tego okazję, bo listopad był bardzo intensywnym miesiącem. Dużo podróży - tych dalekich (Liverpool i westchnienie ulgi) i bliższych, których jeszcze nie zdążyłam opisać, kiedy już planowałam kolejne wyjazdy.

wtorek, 15 grudnia 2015

Ratunku! Christmas holidays!



Na progu czterech dni z dzieciakami w domu zbieram myśli i inspiracje. O ile do tej pory Boże Narodzenie mogło rodzić niepokój "jak przeżyć te święta", w przypadku au-pair pytanie brzmi "jak do świąt dożyć". Będąc w najgorszym do tej pory nastroju homesick, odliczam dni do ekonomicznego lotu do Berlina (!) i przygotowuje konspekt na przerwę zimową.
W większości miast powstają zimowe parki rozrywki, ale dla mnie wystarczającym wyzwaniem jest utrzymanie chłopaków na metrach kwadratowych domu, więc skupiam się głównie za zajęciach przy stole/w ogrodzie. W końcu wiele rzeczy ma potencjał ukryty.

środa, 9 grudnia 2015

Dziesięć zaległych postów cz.1

Liverpool
Temat mojego dezorganizowania powoli staje się wiodącym motywem tego bloga. Jak długo jeszcze będę wmawiała sobie uporządkowanie? Leżę w łóżku, na którym piętrzą się kserówki z zajęć ze szkoły językowej, śmieci, długopisy, nożyczki, taśma klejąca, pusta butelka po wodzie; na prawo pod lustrem leżą dwie otwarte walizki - w jedną wsadzony jest wypchany słodyczami karton "do Polski" (czuję się jakbym wysyłała paczki z zagranicy piętnaście lat temu, z poczuciem dostarczenia odrobiny radości do szarego kraju na Wschodzie). Druga walizka, mniejsza, leży położona na czarnej pufie i w niej gazetka z tesco i inna makulatura do wypchania wolnej przestrzeni w przesyłce. Przede mną otwarte drzwi z szafy, na biurku przywiędłe kwiaty w wazonie. Patrzę odrobinę na lewo, kolejne niedomknięte drzwi. Dobrze, że łóżko jest na tyle szerokie, że nie widzę podłogi po jego drugiej stronie. Być może zobaczyłabym reklamówkę z jesiennymi liśćmi. Urządziłam pokój po swojemu.

sobota, 5 grudnia 2015

Jo już nikaj nie jada! #liverpooltakistraszny



 

Nigdzie już nie jadę! - pomyślałam w niedzielę, 28 listopada, kiedy po traumatycznych przejściach wracałam do Londynu. Ostatni dłuższy wyjazd w tym roku skumulował wybitną dawkę pecha, którą próbowałam powstrzymać permanentnie towarzyszącym mi szczęściem. Tak więc jestem w swoim pokoju w Henley. A niewiele brakowało, bym została w Liverpoolu, patrząc w morze jak żelazny posąg/dama (niepotrzebne skreślić).

sobota, 21 listopada 2015

Weekend w Bath Spa: o tym jak au-pairki żyją na bogato



Zaczynam pisać z lekkim niedowierzaniem. Czy to możliwe, żebym wygospodarowała piętnaście minut na zaczęcie posta na blogu, który miał dokumentować mój pobyt w Anglii? Tymczasem nie było mnie tu prawie miesiąc. Gdzie się podziewałam? Trzy dni w Londynie, dwa w Bath i jeden w Oxfordzie. W międzyczasie świętowałam Bonfire Night i w tym samym dniu, co w Polsce obchodzono Dzień Niepodległości, wspominałam ofiary wojen światowych z czerwonym makiem przypiętym do płaszcza. O czym pisać i czy w ogóle warto, gdy wycieczka do Liverpoolu wymaga dokładnego planu, a Boże Narodzenie za pasem?
Ambitnie utrzymuje swoje postanowienia i wybierając w poplątanych tematach, stawiam na stałą historyków - chronologię. A więc Bath.

wtorek, 27 października 2015

Na tropie Van Gogha, królowej i wiaderek we flagę brytyjską

 
Nie łatwo się połapać w Londynie. Szczególnie, jeśli podróżuje się tam przynajmniej raz w miesiącu. Dobrze, że mam bloga! Wystarczy odrobina systematyczności i żadne odwiedzone miejsce nie zostanie zapomniane, żadne nie zostanie wyparte z pamięci, nie pomylę nazw ulicznych targów i obrazów w muzeach. Przy planowaniu kolejnego weekendu, wracam do 10 i 11 października, by uzupełnić białą plamę na kolażu moich wypraw i wykreślić z listy miejsc do zobaczenia kolejne trzy pozycje. 

wtorek, 20 października 2015

Tożsamość au-pairki

Bathers, Paul Cezanne
Czekaliśmy już w sali na przyjście wykładowczyni, kiedy usłyszałam jak dwie au-pairki, Włoszka i Niemka wymieniały się swoją wiedzą z zakresu języków obcych. Niemka z niepewnością w głosie powiedziała: "Mi chiamo Julia", na co druga dziewczyna z pięknym włoskim akcentem zaczęła: "Ich bin Anita". Zaraz po tym rozmowa wróciła na bezpieczniejsze angielskie tory, skwitowana z obu stron stwierdzeniem, że nic więcej powiedzieć nie potrafią.

Pomyślałam, że to zabawne, że naukę języka obcego zaczyna się od przedstawienia się, jakby w ośmiomilionowym mieście było to bardziej użyteczne od pytania od drogę albo toaletę. Zdałam sobie sprawę z tego, że ja także w Paryżu, Moskwie, Berlinie i Rzymie bez zbędnych trudności powiedziałabym jak się nazywam lub kim jestem, przy czym nic więcej bym nie dodała.

czwartek, 15 października 2015

Osiem i pół specjałów na osiemdziesiąt pięć dni w Henley

Brighton

Zanim wsiadłam na pokład samolotu lecącego na Heathrow słyszałam wiele przerażających historii, które można by skrócić do zdania: "Wyemigrowała i przytyła". W Wielkiej Brytanii starałam się nade wszystko ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz unikać ziemniaków. Moja waga utrzymała się na przyzwoitym poziomie, a mój organizm przyzwyczaił do tego, że nie przyjmuje pokarmów od 12 do 20. Podróże kształcą i smakują - szczególnie, gdy gotuje moja HM. Dzisiaj mouth-watering post o ośmiu i pół produktach, które wyzwały moje kubki smakowe na posiłek. 

wtorek, 6 października 2015

NieprzygotowANNA na Oxford


Moje zorganizowanie wymięka w Wielkiej Brytanii jak ziemia mięknie od dzisiejszego deszczu. 4 października postanowiłam pojechać do Oxfordu, który leży w mniej więcej takiej samej odległości od Henley jak Londyn. Decyzja o miejscu kolejnej wyprawy była jedyną rzeczą, którą zrobiłam do niedzielnego poranka. Wtedy dopiero zaczęłam szukać jakiś informacji o mieście, muzeach, szlakach i restauracjach. Pijąc kawę ze Starbucksa, wertowałam internet na tablecie, na którym symbol baterii powoli zmieniał kolor na czerwony. I sama wewnętrznie zaczerwieniłam się na myśl o tym, jak beztrosko wyjechałam z domu bez chusteczek, aparatu i energii w urządzeniach elektronicznych.

wtorek, 29 września 2015

W rytmie Brighton

To, że nie piszę, nie oznacza, że nie żyję. Właściwie jest to tylko znakiem, że żyję bardzo intensywnie, z godziny na godzinę, z trzema notesami organizującymi mi moje angielskie pomieszkiwanie i głową, z której myśli wysypują się jak niezbędne rzeczy zza małej torebki. Od poniedziałku do piątku, od piątku do niedzieli, w żadnym terminie niedostępna, raz w Henley, raz w Londynie i po raz pierwszy w Brighton. Raz sama, raz z cudowną A., raz z innymi au-pairkami. Niestety wraz z kolejnymi wydarzeniami czy tematami godnymi rozwinięcia nie przybywa wystarczająco czasu na to... koniec marnowania przestrzeni internetowej.
Zachęcam do włączenia nowej playlisty złożonej z piosenek, którymi autobusowe radio nastrajało się na falę Brighton.

czwartek, 10 września 2015

Summer au-pair. Palmy, słońce i drinki



Rzadko kiedy wielkie wydarzenia spotykają się z wielkimi liczbami, stąd tak ciężko zapamiętać, że uchwalenie konstytucji 3 maja to 1791, a Titanic zatonął w 1912r. Ja natomiast stale płynę, już czterdzieści dziewięć dni unoszę się na powierzchni an-pairskiego lifestyle'u. W tym bardzo mało jubileuszowym dniu podsumowuje pierwszy etap mojej pracy, który nie miał zbyt wiele wspólnego z założeniami umowy i prawidłowym funkcjonowaniem mojego organizmu.

niedziela, 6 września 2015

Puzzle z zaka- i landmarków

 
Nie pamiętam już proporcji z lekcji matematyki, ale im więcej się dzieje, tym mniej piszę. Dzisiaj też będzie mało słowa pisanego, a mówić będę obrazem. Od kiedy rodzina wróciła z wakacji w USA nie mam zbyt wiele czasu na realizację swoich planów ani na zwykłe zatrzymanie się i podsumowanie kolejnych tygodni bycia au-pair. Od śniadania do przedszkola, od pralki do suszarki, od lunchu do tea time, od poniedziałku do piątku. Dzisiaj przedstawię fotograficzne podsumowanie mojej piątej wycieczki do Londynu - ostatniej poczynionej w czasie wolnym od obowiązków, 19 września

środa, 26 sierpnia 2015

34 dni w Wielkiej Brytanii

Aż trudno w to uwierzyć. Pamiętam piętrzące się stosy rzeczy do zabrania, układane w stosikach na dywanie w pokoju. Dzisiaj jestem w Henley-on-Thames, podczas popołudniowej przerwy i staram się zmusić do refleksji nad sobą jako au-pair. Zdecydowanie za wcześnie. Pierwsze dwa tygodnie trudno oceniać; pozostałe dni upłynęły mi głównie na słodkim samozarządzaniu sobą i swoim czasem. Z tego powodu podsumowań na razie nie będzie. Przygotowałam natomiast zestaw drobnych ciekawostek, które zaskoczyły mnie podczas pierwszego miesiąca w Wielkiej Brytanii.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Wielka BrytANIA: Po drugiej stronie sztalugi

 
Londynu zwiedzania ciąg dalszy. Wykorzystywanie czasu na zwiedzanie osiąga poziom maksymalny, niestety nie wpływa w żaden sposób na rozwój moich umiejętności terenowych. Może nie trzeba było tak zawzięcie odmawiać uczestnictwa w biegach na orientację, podciągnąć ocenę z geografii, poświęcić weekend i rozwinąć w sobie orientacje przestrzenną/zrozumienie mapy. Czego nie zrobiło się w gimnazjum, trzeba nadrabiać teraz, w trybie przyspieszonym na levelu diamond - w 8-milionowym mieście. Nikt jednak nie będzie wytykał błędów zwycięzcom, a za jednego z nich uważam się po kolejnej udanej wycieczce do Londynu. 15 sierpnia: The National Portrait Gallery oraz M&Ms World. 

piątek, 14 sierpnia 2015

Wielka BrytANIA: Do trzech razy Londyn

W sierpniowej ramówce bloga an-pair zapraszamy do przeglądania nowego serialu "Wielka BrytANIA". W najnowszym poście prezentujemy pierwsze odcinki letniego sezonu poświęcone Londynowi. Odcinek panoramiczno-pilotażowy; parczano-artystyczny i kamienno-zagęsty.

Wycieczka nr 1: Zachłyśnięcie się Londynem 
(8 sierpnia)

Ledwo co wyszłyśmy ze stacji Paddington, a powiedziałam: "Już mi się podoba". M. była zaskoczona. -To jeszcze nie jest ten ładny Londyn - powiedziała. Gdzie jest zatem ładny Londyn? Czy chodzi o znaną złotą fasadę budynku parlamentu? Czy ładny Londyn to St James's Park czy hipsterski Camden Town? Nie wiem, czy istnieje brzydki. Będąc w stolicy Wielkiej Brytanii zaledwie przez jeden dzień, byłabym ignorantką próbując to miasto generalizować. Zastanawiam się nawet, czy kiedykolwiek takiej oceny się podejmę.

piątek, 7 sierpnia 2015

Spacer po Henley-on-Thames

1 sierpnia doceniłam potęgę GPSu, walczyłam z uczuciem "chcę mieć tę pocztówkę/kawę/czekoladę/książkę/miskę", zjadłam swoje pierwsze (choć drugie) śniadanie nad Tamizą, czytałam książkę na rynku miasta, prawidłowo wypoczęłam i kolejny raz cieszyłam się, że jestem w Henley-on-Thames w Wielkiej Brytanii.

Cóż za dziwne uczucie, hostów nie ma w domu, obecnie pewnie są już w Stanach i rozpoczynają swój dwutygodniowy urlop. Dla mnie oznacza to czternaście pięknych dni, szczątkową liczbę zadań do wykonania, która podzielona przez czas na realizację, daje spokojny wynik zezwolenia na leniuchowanie. Oczywiście leniuchować nie mam zamiaru, bo już 15 dni mija odkąd jestem w Anglii i dalej nie przestaję korzystać jak najpełniej z tego czasu, który mogę tu spędzić.

Wśród planów na cały wyjazd są przede wszystkim wycieczki po wyspie i ćwiczenie j.angielskiego w praktyce. Oprócz tego w swój codzienny rytm dnia chce wpleść/wplotłam:
-ćwiczenia (zestawy z youtube lub bieganie)
-powtarzanie tysięcy słówek z bazy (ang.pl)
-zadania gramatyczne (książki papierowe&pdf)
-j.włoski - krótkie powtórki (duolingo.pl)
-seriale (na razie Miasteczko Twin Peaks)
-czytanie (The Guardian&The Wonderful Wizard of Oz)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Great Britain Railway Day-Out - Watercross Line

źródło
Zwykle rozpoczynałam nowy miesiąc podsumowaniem poprzedniego. Działo się jednak tak wiele różnych rzeczy, że chyba niemożliwym jest spisanie ich w jednym miejscu. Zamiast więc oceniać lipiec, opiszę pierwszą z wycieczek, które odbyłam będąc w Wielkiej Brytanii.

Żyje sobie jak w bajce. Moje miasto i otoczenie ciągle wydają mi się ilustracją opowieści, którą snuto dla mnie przez cały rok studiów. Okolica wygląda jak z broszury biura nieruchomości, w głośnikach gra Arctic Monkeys, a ja staram się być coraz bardziej i bardziej brytyjska.

Wspólna wycieczka była realizacją tego planu. 26 lipca, w pierwszą niedzielę po moim przyjeździe miałam okazję zobaczyć angielski powiew sentymentu za minioną epoką. Moja bajka o Wielkiej Brytanii rozpoczęła się podróżą o 150 lat wstecz do czasów pociągów parowych i propagandowych plakatów.

wtorek, 28 lipca 2015

Słowniczek au-pairki

źródło
Jako jedna z pierwszych zalet programu au-pair wymieniana jest poprawa swoich umiejętności językowych. O ile język mówiony czy słyszany nie sprawia mi względnie dużych trudności, nie jestem w stanie zrozumieć brytyjskiego języka migowego. W sytuacji gdy na bardzo wąskiej i bardzo gęsto zarośniętej krzakami drodze spotkają się dwie furgonetki (do auta, który uczę się prowadzić zdecydowanie lepiej pasuje słowo van niż car) i dwaj kierowcy rysują w powietrzu potencjalne rozwiązania tej prawie nierozwiązywalnej zagadki komunikacyjnej, nie pozostaje mi nic prócz biernego przyglądania się całemu zdarzeniu. Praktyczna strona poruszania się samochodem po Anglii pozostanie jednak tematem do podjęcia w dalekiej przyszłości. O ile nie rozgryzłam jeszcze języka migowego kierowców, o tyle moje słownictwo każdego dnia powiększa się o parę nowych wyrazów. Tutaj prezentuje wybiórcze zestawienie dziesięciu słów, które być może zbyt odważnie nazwę słowniczkiem au-pairki.

piątek, 24 lipca 2015

43 godzin w Wielkiej Brytanii

Alvaro Tapia Hidalgo (źródło)
Od 43 godzin jestem w Anglii. Pierwsze upłynęły (albo przeleciały) w samolocie linii British Airways. Od momentu wkroczenia na terytorium Wielkiej Brytanii nie odrywałam oczu od okienka, przez co dość samolubnie uniemożliwiłam cieszenie się widokiem współpasażerom obok. Właśnie wtedy zobaczyłam najpiękniejsze chmury, jakie do tej pory miałam możliwość obserwować podczas przeczesywania niebios w samolocie. Były bardzo gęste, pierzaste, zachodzące słońce ostro przedzierało się przez nieliczne przestrzenie pomiędzy kolejnymi pokładami chmur, które wyglądały jak góry lub wata cukrowa. Lecąc nad Londynem rozpoznawałam różne budynki i jak zwykle kiedy jestem szczęśliwa, śmiałam się do siebie szeroko, bo nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. A to był dopiero początek!

środa, 22 lipca 2015

3x P: Prezenty, planszówka i pakowanie

 AAAA! Czas ucieka, ja również, więc tylko krótkie podsumowanie pakowania, prezentów dla dzieci i gry, jaką dla nich ułożyłam. Do zobaczenia po drugiej stronie Europy!

Prezenty dla host family
Postawiłam na zestaw kosmetyków z ziai dla hostów. Dla dzieci wybrałam zabawki z asortymentu empika: pastę do robienia balonów, plastociasto oraz książeczkę Przygoda z Polską. Przede wszystkim zależało mi na tym, bym sama mogła pośrednio korzystać z tych prezentów, wykorzystując je w organizacji czasu wolnego dla chłopców. Oprócz tego zabieram dla nich broszurkę o moim mieście (cała po angielsku, dziękuję Urzędowi Miasta za ten projekt, którego prawdopodobnie jestem jedynym beneficjentem). Nie mogłoby zabraknąć polskich i śląskich słodyczy. Całość spakowana zostanie w torbę w węgle i owinięta folią do pakowania prezentów.

sobota, 18 lipca 2015

Hop Gear. Teoria poruszania się autem na Wyspach

Aleksander Jędrzejewski "Paryż
(Łuk Triumfalny w Paryżu – Etoile)"
źródło
Na pewno nie planowałam tak długiej przerwy w publikowaniu postów - tak samo nie planowałam setki drobnych spraw do załatwienia, które mnożyły się przez podział i skutecznie organizowały mi ostatnie dni. Na cztery doby przed wyjazdem mogę z dumą przyznać: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Wierzę w siebie i swoje Britain Dream. Kiedy wszystko jest już prawie zapięte na ostatni button, podjęłam się próby zrozumienia jeżdżenia autem w Wielkiej Brytanii (miała być moja autorska gra planszowa, ale mama usiadła na niej - to nie był żaden happening! - i dopiero jutro będę pracować nad wersją 2.0).

wtorek, 7 lipca 2015

Przedmowa do pakowania | Zabawy na świeżym powietrzu

The Real Princess by
Edmund Dulac; źródło
Ostatni mail, jaki otrzymałam od mojej hostki, był zakończony zdaniem "Have fun packing". Zanim zakosztuje tej przyjemności upychania swojego dobytku w za małych walizkach oraz rozwiązywania dylematów między różnoraką bawełną lub jeansem (choć w zasadzie, jak patrzę na swoją ubogą ostatnio w odzież szafę, nie będę mieć problemów z włożeniem wszystkiego), powinnam dokonać zakupu jakichkolwiek walizek. Po wielogodzinnej analizie cen, materiału, elegancji, wygody i designu wybrałam najtańsze importowane z Azji walizki o prawdopodobnie typowym dla produktów z tamtej części świata aromacie, wykończone plastikowymi elementami o wątpliwej jakości.

Sprzątanie w szafie, którego rezultatem ma być wstępna lista rzeczy do wzięcia do Wielkiej Brytanii, jeszcze przede mną. Już teraz natomiast wydłuża się lista przedmiotów, które nie mają zbyt znaczącego znaczenia praktycznego, niemniej ich wartość sentymentalna wymyka się sztywnemu rozsądkowi emigranta.

czwartek, 2 lipca 2015

Potencjał ukryty

znalezione
To ostatnie podsumowanie miesiąca, które publikuje z mojego Miasta ze Snów. Za miesiąc zamienię je na Britain Dream i mam nadzieję, że bańka nadziei i planów, która rośnie z każdym kolejnym dniem, nie pryśnie wraz z postawieniem nogi na wyspie. Czy pierwszeństwo jednej stopy nad drugą w dokonaniu pierwszego kroku w Wielkiej Brytanii ma znaczenie? Jeśli takie samo jak wybór skarpetek, to oznacza, że muszę przemyśleć technikę zstępowania ze schodów samolotu na Heathrow. Lubię swoją pokręconą głowę.

W czerwcu bardzo wariowała, będąc na skraju wytrzymałości, harmonizowana nerwomixem (nie nerwosolem) lub bezmyślnym patrzeniem w ścianę. Ale w przypadku trawienia (zwłaszcza) wiedzy, nigdy mnie nie zawiodła. I tak oto jestem studentką II roku filologii angielskiej z ani jedną tróją. Brawo ja. W czerwcu po raz pierwszy jechałam Pendolino, po raz drugi oglądałam zbiory malarstwa Muzeum Śląskiego i po raz trzeci przesuwałam ziarenka piasku w Stogach. Zadebiutowałam w rzucaniu lotek i podróżowaniu na uczelnie autem. Trudny miesiąc równoważony sympatycznymi godzinami.

sobota, 27 czerwca 2015

The Natural History Museum

czaszka cyklopa/Mastodon skull
By odkupić winy za ostatnie posty, które nie był ani passionate ani curious - The Natural History Museum. W moim pokoju regularnie zalęgają się kolejne generacje pająków i nie przeraża mnie perspektywa chodzenia boso po podwórku, ale generalnie staram się ograniczać swój kontakt z robalami do słuchania The Beatles. Mój entuzjazm dot. NHM został początkowo zgaszony. Błądziłam po stronie internetowej muzeum i napotykałam jedynie obrazki różnych głazów (pomyśleć, że kogoś to podnieca) oraz latających, bliżej niezidentyfikowanych przeze mnie dziwactw. Cierpliwość się opłaciła, znalazłam to, na czym zależało mi od początku.
Krew, kości i trupy. Wchodzę.

niedziela, 21 czerwca 2015

Wstęp do lingwistyki. Dziewczyna z parku

Ostatnio zauważyłam, że przeglądając w internecie (w gazetach pewnie też) różne artykuły czy nagłówki, omijam trudne wyrazy, których nie znam, nawet nie próbując ich przeczytać. Tak było ze słowem amarantusowe (tak, chodziło o ciasteczka).

Czy tak samo ignoruje wyraz "przeprowadzka"?

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Elka w Londynie, Anka w Malinie

Elka w Chorzowie
Jakaś stagnacja emocjonalna ostatnio u mnie, odzwierciedlona sytuacją na blogu, gdzie pięknie wiatr układa piach. Oby w piach nie obróciło się nic więcej. Nie rozwodząc się zbyt nad tym (oczywiście nie mogłoby zabraknąć akapitu o moim zaktualizowanym stanie emocjonalnym, ale stopniujmy napięcie), chciałabym zaprosić Was do londyńskiej Elki.


niedziela, 7 czerwca 2015

Dwie najlepsze plaże w Europie

źródło
Trzydzieści jeden dni wyrabiania mięśni nóg, brzucha i pośladków zamieniłam na trzy dni odchudzania portfela, spalania nóg i wzmacniania łydek. Smakowanie pyry, piecuchów, rzeźbienie polskiego Mount Rushmore z podobizną prezydenta elekta i podróż pendolino - idealny weekend studentki w obliczu sesji.

Wyjazd do Gdańska był pewnego rodzaju farewell trip, prawdopodobnie ostatnim urlopem w Polsce. Wysłałam pocztówkę do mojej host family i mam nadzieję, że wkrótce będę miała okazję znowu porozmawiać z chłopakami.

sobota, 30 maja 2015

The National Gallery

źródło
53 dni! Tak mało zostało do wyjazdu, a ja w ogóle nie jestem zorganizowana jeśli chodzi o elementarną dla mnie znajomość muzeów, tras i generalnie pojętego zwiedzania.

Przygotowywanie się do tej trudnej operacji logistycznej (ile jest miejsc w Londynie, które chcę odwiedzić!) rozpoczynam od internetowego penetrowania The National Gallery.

Pamiętacie ten kadr?

piątek, 22 maja 2015

Krótka historia o dobieraniu

Dzieje się wiele; pomiędzy seansem "Morderczej opony", liczeniem kart do głosowania oraz przygotowywaniem notatek na kolokwia i egzaminy wpadam tu, by zaktualizować stan au-pairowy. Po rozmowach z dwoma rodzinami wybrałam jedną z nich na swoją host family. Wystosowali już do mnie oficjalne zaproszenie, w tej chwili czekam na umowę oraz rozmowę z moimi dzieciakami na skype. To wszystko działo się tak szybko, że zamieszczam tylko krótkie podsumowanie.


Tylko dwie rodziny. Czyżbym pobiła rekord w wybraniu Perfect Match? Co nagle to po diable?

wtorek, 12 maja 2015

Pierwsze rozmowy na słodko

No chyba wiadomo, że windowsy
źródło
W jakim tempie rozwiewają się nasze złudzenia? Na jedno z nich wystarczyło mi dzisiaj dwadzieścia minut. Zresztą "rozwiewanie" to zbyt łagodne słowo. Moje złudzenia zostały porwane przez szaleńcze tornado. Każdy pojedynczy strzępek wiary został oddzielony. Myślałam, że pojadę do Wielkiej Brytani podszlifować angielski akcent, ale chyba moim celem będzie nauczenie się angielskiego w ogóle!

Czy z tego powodu moje myśli skierowałam na słodycze? To uż prawie dwa tygodnie odkąd zerwałam z cukrem, a jednak podświadomie wciąż uosabiam ten składnik odżywczy (?) z łagodzeniem stresu i poprawianiem nastroju. Bardziej przyziemną i prozaiczną przyczyną (której podawania wolałabym uniknąć na rzecz kontynuowania wysoko przesadzonej refleksji na temat psychologii żołądka) jest to, że trafiłam na bardzo ciekawy film (a zarazem kanał) na youtube.


sobota, 9 maja 2015

Co odbija się w lustrze vs. na zdjęciach w aplikacji


źródło
Zawsze miałam zwyczaj kontrolowania swojego wyglądu w szybach. Idąc alejką wybieram tę stronę, w której moje odbicie jest wyraźniejsze. Mogłabym nawet opisać w ten sposób miasto. Jeśli spacerując ulicą X wybierzesz prawą stronę, pomiędzy sklepem z artykułami medycznymi a biurem tłumacza przysięgłego, otrzymasz idealny obraz swoich nóg do kolan (to jest ważne jak współgrają buty, skarpetki) i tak dalej.

Ostatnio często przyglądam się sobie w lustrze. Nie tylko dlatego, że od tego miesiąca zaczęłam być fit tak bardzo i uważnie wypatruje każdej zmiany w swoim ciele. Ma to bardziej psychologiczny charakter, z którym kojarzy mi się stadium zwierciadła opisane przez Jacquesa Lacana  (kolokwium z literaturoznawstwa na cztery).


piątek, 1 maja 2015

Biegam w miejscu | Video application

źródło
Ile już mil podreptałam w stronę lotniska? Geograficznie wciąż stoję w miejscu, ale nawiązując do pierwszokwietniowego postu, zamiast spacerować, pobiegłam. Na trasie z górki, z coraz większą prędkością zatrzymuje się, żeby zobaczyć, że to już pierwszy maj. Pierwszy dzień na przerwę i odpoczynek (ten brak logiki dot. Święta Pracy). Wystarczyło trzydzieści dni, abym podjęła ostateczną Decyzję (no bo to nie byle jaka sprawa!) i wysłała kompletną aplikację z referencjami, formularzami i zdjęciami. Długi dystans.

W ciągu tego miesiąca na trasie wspierała mnie grupka kibiców. Niektórzy z zaciśniętymi kciukami, skandujący głośno słowa motywacji i obietnice, że jako wierni fani odwiedzą mnie na mecie. Ujawniło się przy okazji tego maratonu wiele życzliwych mi osób, których pomoc była jak podanie wody podczas najcięższego odcinku. Inni, oparci o barierki i sączący cole z kubków, z zainteresowaniem, ale bez okazywania emocji obserwowali uważnie moje ruchy. Na szczęście nikt nie podłożył mi nogi. Najwyżej tylko szarpnął.

piątek, 24 kwietnia 2015

Panna zachłANNA

Jay Roeder za czytajniepytaj
zachłANNA to kolejna wariacja na temat mojego imienia i charakteru, która została powołana do życia przy wybieraniu potencjalnej kolacji na mieście.  Nie byłabym sobą, gdybym w ciągu sekundy nie powiązała tego z innymi faktami i nie znalazła w związku z tym filozoficznego problemu.

Zamiast jednej bułki - drożdżówka kokosowa i francuskie z budyniem i dżemem; zamiast jednej kostki czekolady - pół tabliczki. Po co złożyć tylko jedne referencje, skoro można ich przedstawić cztery?
Ostatnie dwie książki, które przeczytałam zakończyły się zdaniami Niech pan tylko łuska fasolę oraz Po prostu wrócić. Trzeba było setek stron, galerii postaci uwikłanych w supełek zdarzeń, opisów miłości i śmierci, by w poszukiwaniu prawdy o uniwersum dojść do prostoty. Ornamentowa mozaika sprowadzona do minimalistycznej palety beżowych pasteli.

sobota, 18 kwietnia 2015

Aplikacja | Tam, gdzie statek jest kobietą

Justyna Kopania
źródło: studiounderthemoon.deviantart.com
Jestem po pierwszej wizycie w swoim AuPairRoomie, aplikacji, która organizuje przygotowanie dokumentów oraz profilu au-pair. I po raz pierwsze czuję stres. Więc to wszystko dzieje się naprawdę. Ta setka rubryk do wypełnienia, referencji do uzupełnienia, niekaralność i moralność do potwierdzenia, uśmiech, zdjęcie z psem, czy aby na pewno nie mam choroby psychicznej, czy ugotuję obiadek, zapłać i przetłumacz. Wow.

Wpadłam głęboko w wir kolokwiów, zajęć domowych, korepetycje gonią korepetycje, festiwale za pasem, teksty nie napisane, znajomi nad uchem, a w głowie zamieszanie jak w Warszawie podczas budowy drugiej linii metra.
A. walcząca.

środa, 8 kwietnia 2015

Zawsze jest jakaś okazja, czyli festiwale i święta po brytyjsku

October Jones (za czytajniepytaj)



Największy komplement, jaki autor tekstu może otrzymać  od M.D., brzmi: „był na tyle krótki, że nie zdążyłem się znudzić”. Usłyszenie tego w trakcie pewnej przyjemnej podróży komunikacją miejską skłoniło mnie do refleksji dla kogo i po co an-pair powstało (i jak długie posty wypada publikować).

An-pair powstało dla ludzi passionately curious wszystkiego. Od kogoś, kto lubi się dowiadywać dla tych, którzy lubią wiedzieć. Sama znajduję się w obu grupach, z czego wynika prosty wniosek – ja tu jestem najważniejsza (ostrzeżenie o tym, że może być za długo i za nudno dla niektórych) i moje organizowanie sobie marzeń w rzeczywistość.



środa, 1 kwietnia 2015

To nie jest prima aprilis

Podobno pierwszy krok jest najtrudniejszy. Na ile jednak to zdanie jest prawdziwe, jeśli zamiast chodzić wolelibyśmy latać? A konkretnie lecieć do Anglii.

Nie pocieszam się, że będzie łatwo, ale stawianie kolejnych kroków w etapie aplikacji ekscytuje mnie do tego stopnia, że wieczorem nie mogę długo zasnąć myśląc o różnych etapach wyjazdu. Moje przyjaciółki powiedziałyby, że pewnie zastanawiam się, które skarpetki spakować. Pakowanie skarpetek przyjmę jednak jako westchnienie z ulgą. Zamknąć walizkę, zamknąć pierwszy rok studiów. Wyruszyć ponad poziom chmur i wylądować w deszczowym Londynie. (Co jest miłą perspektywą w porównaniu do dzisiejszych opadów śniegu w Polsce. Jak powiedziała jedna z moich uczennic na korepetycjach - pogoda nas strollowała. W końcu prima aprilis).