wtorek, 18 sierpnia 2015

Wielka BrytANIA: Po drugiej stronie sztalugi

 
Londynu zwiedzania ciąg dalszy. Wykorzystywanie czasu na zwiedzanie osiąga poziom maksymalny, niestety nie wpływa w żaden sposób na rozwój moich umiejętności terenowych. Może nie trzeba było tak zawzięcie odmawiać uczestnictwa w biegach na orientację, podciągnąć ocenę z geografii, poświęcić weekend i rozwinąć w sobie orientacje przestrzenną/zrozumienie mapy. Czego nie zrobiło się w gimnazjum, trzeba nadrabiać teraz, w trybie przyspieszonym na levelu diamond - w 8-milionowym mieście. Nikt jednak nie będzie wytykał błędów zwycięzcom, a za jednego z nich uważam się po kolejnej udanej wycieczce do Londynu. 15 sierpnia: The National Portrait Gallery oraz M&Ms World. 
The National Portrait Gallery - Narodowa Galeria Portretu mogłaby równocześnie nazywać się avatarową historią Wielkiej Brytanii. Na około 200.000 obrazach (tak pisze na stronie internetowej, ale nie mogę w to uwierzyć, żebym widziała aż tyle) uwieczniono postacie związane z Wyspą od epoki Tudorów (ok. 1500r.) do współczesności. Dzięki trwającemu zaledwie jeden semestr przedmiotowi poświęconemu historii Wielkiej Brytanii, mogłam odtworzyć sobie zapomniane losy, bitwy, bohaterów i zdrajców dzielących po latach wspólną ścianę w budynku przy Trafalgar Square.



Można by wymieniać wiele zalet tego muzeum, należą do nich "przeciętne" (w porównaniu do liczby turystów przyjeżdżających do Londynu) zainteresowanie odwiedzających oraz wielkość wystawy. Można spokojnie przechodzić pomiędzy salami, czytać biogramy i zajrzeć do każdej galerii (po raz pierwszy zobaczyłam całe muzeum w ciągu jednego dnia, a nie 1/4 zbiorów jak udawało mi się do tej pory).
 
Tak jak postępowały czasy, ewoluował się sam portret. Odwiedzenie galerii jest więc nie tylko okazją do zobaczenia setki twarzy, ale także obserwowania zmian, nowych nurtów i form pojawiających się w sztuce. Malarstwo współczesne, rzeźba i fotografia spotykają się na najniższym piętrze, gdzie obok królowej Elżbiety II "wisi" Paul McCartney. 

Co ciekawe, stała, bez względu na wieki, pozostaje chęć ludzi do portretowania - uwieczniania swojego wizerunku (w przypadku autoportretu) lub płacenia artystom za przedstawienie siebie, kreowanie wizji siebie, przyjmowanie pozycji, min, dobieranie odpowiednich strojów, tła, symboliki, która ma wskazywać na status czy pozycję. To od razu skojarzyło mi się z dzisiejszym selfie. 
własna galeria portretów/selfies
Ach, mogłabym pisać o tym felietony, ale że niedawno czytałam wpis blogerki poświęcony tematowi selfie, który oceniam za średnio udany, przemilczę swoje przemyślenia z obawy przed za daleko posuniętą grafomanią. Zamiast tego polecam świetny artykuł Marii Poprzęckiej "Selfies, czyli ludzkości portret własny", który przeczytałam dawno temu w magazynie "Książki", a dzięki dobrodziejstwu internetu znalazłam w wersji online (trzeba przewinąć troszkę, bo tekst zaczyna się poniżej ramki "Co zapamiętamy z 2014r.").

W ramach degustacji przytaczam wstęp: "Oxford English Dictionary" wprowadził selfie do leksykalnego zasobu już w 2013 r., uznając je za word of the year. Geniusz języka polskiego nazwał zjawisko w lot: samojebki. Nie trzeba było jak niegdyś przed laty komisji językoznawców, którzy w trosce o polszczyznę automobil zastąpili samochodem, a aeroplan - samolotem. Tu całkowicie oddolnie dano odpór anglicyzmowi. Selfie to po prostu samojebka. Samorzutna kreacja językowa.

Po tej długiej dygresji obrazującej potok moich entuzjastycznych myśli po zobaczeniu galerii, postanowiłam pomalować swój dzień na jeszcze bardziej kolorowo i poszłam do M&Ms World. 

Napis nie kłamie - M&Ms World to plac zabaw, karuzela kolorów, marketingowy strzał w dziesiątkę. Warto zobaczyć co może wyrosnąć z prostej czekoladowej drażetki. Imperium gadżetów: maskotki, piżamy, kubki, co oczywiście najważniejsze - uśmiech dzieci, radość managerów i prawdopodobnie mniej entuzjastyczne emocje ekspedientów, którzy są w zasadzie bezsilni wobec tłumu turystów nacierających na M&Msowe dozowniki służące własnemu komponowaniu wymarzonej mieszanki.

M&Ms World w Londynie ma cztery piętra pełne czekolady i ludzi. O ile te pierwsze jestem w stanie znieść w ilości przekraczającej przyzwoitą ilość, o tyle będąc w stolicy Wielkiej Brytanii nauczyłam się szanować każdy łokieć kwadratowy; będąc w tłumie rozpychających się właśnie nimi turystów, wyszłam na zewnątrz. Bez M&Msów, ale z poczuciem, że kiedyś po nie wrócę. 

Jakiego artystę poprosiłabym o namalowanie własnego portretu?
-rozwiązująca abstrakcyjne dylematy
an-pair

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz