Ile już mil podreptałam w stronę lotniska? Geograficznie wciąż stoję w miejscu, ale nawiązując do
pierwszokwietniowego postu, zamiast spacerować, pobiegłam. Na trasie z górki, z coraz większą prędkością zatrzymuje się, żeby zobaczyć, że to już pierwszy maj. Pierwszy dzień na przerwę i odpoczynek (ten brak logiki dot. Święta Pracy). Wystarczyło trzydzieści dni, abym podjęła ostateczną Decyzję (no bo to nie byle jaka sprawa!) i wysłała kompletną aplikację z referencjami, formularzami i zdjęciami. Długi dystans.
W ciągu tego miesiąca na trasie wspierała mnie grupka kibiców. Niektórzy z zaciśniętymi kciukami, skandujący głośno słowa motywacji i obietnice, że jako wierni fani odwiedzą mnie na mecie. Ujawniło się przy okazji tego maratonu wiele życzliwych mi osób, których pomoc była jak podanie wody podczas najcięższego odcinku. Inni, oparci o barierki i sączący cole z kubków, z zainteresowaniem, ale bez okazywania emocji obserwowali uważnie moje ruchy. Na szczęście nikt nie podłożył mi nogi. Najwyżej tylko szarpnął.