piątek, 7 sierpnia 2015

Spacer po Henley-on-Thames

1 sierpnia doceniłam potęgę GPSu, walczyłam z uczuciem "chcę mieć tę pocztówkę/kawę/czekoladę/książkę/miskę", zjadłam swoje pierwsze (choć drugie) śniadanie nad Tamizą, czytałam książkę na rynku miasta, prawidłowo wypoczęłam i kolejny raz cieszyłam się, że jestem w Henley-on-Thames w Wielkiej Brytanii.

Cóż za dziwne uczucie, hostów nie ma w domu, obecnie pewnie są już w Stanach i rozpoczynają swój dwutygodniowy urlop. Dla mnie oznacza to czternaście pięknych dni, szczątkową liczbę zadań do wykonania, która podzielona przez czas na realizację, daje spokojny wynik zezwolenia na leniuchowanie. Oczywiście leniuchować nie mam zamiaru, bo już 15 dni mija odkąd jestem w Anglii i dalej nie przestaję korzystać jak najpełniej z tego czasu, który mogę tu spędzić.

Wśród planów na cały wyjazd są przede wszystkim wycieczki po wyspie i ćwiczenie j.angielskiego w praktyce. Oprócz tego w swój codzienny rytm dnia chce wpleść/wplotłam:
-ćwiczenia (zestawy z youtube lub bieganie)
-powtarzanie tysięcy słówek z bazy (ang.pl)
-zadania gramatyczne (książki papierowe&pdf)
-j.włoski - krótkie powtórki (duolingo.pl)
-seriale (na razie Miasteczko Twin Peaks)
-czytanie (The Guardian&The Wonderful Wizard of Oz)



Samodzielne zwiedzanie Henley-on-Thames rozpoczęłam od znalezienia informacji turystycznej, zaopatrzenia się w setkę ulotek, mapę i śniadanie. Po znalezieniu wszystkich miejsc opisanych jako te, których nie można przeoczyć (większość mogłaby być oczywiście śmiało ominięta), zaczęłam poszukiwać tych naprawdę koniecznych - m.in. poczty i supermarketu.





Henley-on-Thames jest typowym brytyjskim miasteczkiem, które szybko polubiłam. Jest bardzo czyste i kolorowe, ludzie dbają o swoje domy i ozdabiają je kwiatami. Szybko znalazłam "swoją" kawiarnie (żadną tam sieciówkę) i "swoje" sklepy z świetnymi kartkami.

Gorzej było z odnajdywaniem drogi powrotnej. Moja pamięć do dróg jest porównywalna do wiedzy na temat korzystania z lutownicy. Leśna ścieżka prowadząca do domu rozpoczynała się natomiast gdzieś pomiędzy domkami w osiedlu szeregowców. Wyruszając z centrum miasta włączyłam nawigację, dzięki której w ogóle udało mi się znaleźć na wyżej wspomnianym osiedlu, a potem upewniając się, że idę równolegle do trasy samochodowej i w dobrym kierunku, bałam się tylko o ewentualne jelenie, dziki i inne leśne potwory. Trasa piesza z mojego domu do Henley to ok 7km. 



Z rogalika zeszło powietrze, kiedy go transportowałam w torbie.
Jutro czeka mnie pierwsza wycieczka do Londynu. Planuję (wyjątkowo!) nic nie planować i dać się poprowadzić mojej współtowarzyszce w wyprawie. Póki co rozkoszuje się słonecznym, przyjemnie ciepłym (w żadnym wypadku gorącym) porankiem w cichutkim domu w Wielkiej Brytanii. Powtórzę to jeszcze raz - to już 15 dni!

-wreszcie wyspana i wypoczęta
an-pair

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz