niedziela, 6 września 2015

Puzzle z zaka- i landmarków

 
Nie pamiętam już proporcji z lekcji matematyki, ale im więcej się dzieje, tym mniej piszę. Dzisiaj też będzie mało słowa pisanego, a mówić będę obrazem. Od kiedy rodzina wróciła z wakacji w USA nie mam zbyt wiele czasu na realizację swoich planów ani na zwykłe zatrzymanie się i podsumowanie kolejnych tygodni bycia au-pair. Od śniadania do przedszkola, od pralki do suszarki, od lunchu do tea time, od poniedziałku do piątku. Dzisiaj przedstawię fotograficzne podsumowanie mojej piątej wycieczki do Londynu - ostatniej poczynionej w czasie wolnym od obowiązków, 19 września

W Londynie byłam już siedmiokrotnie, a do dziewięciu dni dojdę do niedzieli. Wciąż nie wiem, jaką część Londynu widziałam. Zdążyłam natomiast poznać potęgę brytyjskiej turystyki. Pierwszym punktem wycieczki było Changing the Guards, czyli oficjalna zmiana warty pod Pałacem Buckingham. Cała ceremonia trwa około godzinki, jeśli jednak chcemy obserwować ją z wygodnej pozycji warto pojawić się na miejscu tak samo godzinę wcześniej (ja wybrałam opcję dla ludzi średnio wymagających wygodny, 30min przed 11.30, kiedy to rozpoczyna się wydarzenie. 
 
Widok na początku nie był powalający, gdyż widziałam wyłącznie ludzi z aparatami fotograficznymi, zainteresowanych przede wszystkim zrobieniem ładnego zdjęcia, a nie przeżywaniu momentu, który chcą utrwalić. Smutne refleksje połączone z litością dla ludzkiej rasy i ściśnięciem wnętrzności ustąpiły miejsca radosnej ciekawości. Też ukradłam zdjęcie.
 





Po zobaczeniu bardzo interesującego przemarszu połączonego z odgrywaniem przez orkiestrę dętą przeróżnych utworów zjadłam śniadanie w St James's Park i planowałam kolejny punkt wycieczki. Wybór padł na Westminster Cathedral - katolicką świątynie wybudowaną w stylu bizantyjskim otwartą w 1903r. Pewnie z tego powodu po zobaczeniu zdjęcia trudno byłoby dopasować budynek katedry do jakiegokolwiek miasta - z pewnością nie Londynu. Kościół wyrasta pomiędzy strzelistymi biurowcami i pasuje jak matrioszka do metra. Świątynia jest ogromna i co cenne dla turysty - wstęp jest darmowy.

 

Następnie zmierzałam w stronę Westminsteru. Dla porównania chciałam wstąpić do Westminster Abbey, czyli głównego kościoła anglikańskiego w Londynie. Znajduje się zaraz obok budynku parlamentu i to właśnie tam odbywają się koronacje i uroczystości związane z rodziną królewską. W 2011r. odbył się tutaj ślub Kate Middleton i księcia Williama. Niemniej prestiż się ceni, dokładnie 20 funtów za wstęp, za co skromnie podziękowałam. Zjadłam drugie śniadanie pod parlamentem i poszłam dalej w kierunku stacji metra.

Oczywiście na obrazku obok nie znajduje się Westminster Abbey, tylko The Albert. Natrafiłam na niego w internecie i przystanęłam obok w drodze do Abbey. Zbudowany w latach 1845-1852 pub przyciąga uwagę swoim niecodziennym kształtem, który tak jak Westminster Cathedral przełamuje surowe szklane królestwo stolicy biznesu. Wnętrze zwiedziłam przy innej okazji, jest duszne od brytyjskości.

 
Dojechałam do The Convent Garden Market, które pierwotnie targiem warzywnym, teraz jednak jego asortyment obejmuje wszystko, co można sobie wymarzyć. Okolice budynku, który można by porównać do krakowskich Sukiennic, wypełnione są artystami ulicznym, jednoosobowymi kabaretami i tłumami odwiedzających.


 
 



Pooglądałam witryny, ale prawdę mówiąc większe perełki znalazłam spacerując uliczkami w sąsiedztwie budynku. Wchodziłam do sklepów, których witryny mnie zainteresowały, a potem spędzałam godziny przeglądając półki i wybierając potencjalne prezenty dla potencjalnych osób z okazji potencjalnych wydarzeń. Dla pewności robiłam zdjęcia logom.

Miejscem, z którym wiązałam wielkie oczekiwania był The Neal's Yard. Dziedziniec ukryty (?) za kamienicami ulicy skrywa kolorowe elewacje budynków, bajkową atmosferę krainy czarów. Czułam się jak Alicja po wypiciu fiolki z płynem wyolbrzymiającym, bo placyk wydał mi się niesamowicie mały. W zasadzie w środku funkcjonuje tylko parę kawiarni. Warto wstąpić, gdy jest się w okolicy. W przeciwnym wypadku nie polecam ciągnięcia z centrum Londynu tylko dla tych krzyczących ścian. Bo wiele krzyku o nic.



Z całą różnorodnością tej wycieczki, bardzo odpoczęłam w jej trakcie. Zamiast biegać od miejsca do miejsca, raczej się snułam. Dla tych, których wzrok ze zmęczenia stolicą również snuje się po fotografiach, zapowiadam - następny kierunek Brighton!

-z długą listą rzeczy do zrobienia
an-pair



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz