niedziela, 28 lutego 2016

Tower of London oraz Chiński Nowy Rok #londyn #ilezmoznaotymsamymmiesciewkolko



- Żal będzie wyjeżdżać - powiedział mój brat, zapewne sentymentalnie odwołując się do prędkości transportu w Londynie w porównaniu do relacji Mikołów-Katowice. Nie raz słyszałam o wyjątkowości życia w krainie Lemon curd, a szarości Polski. Szczerze mówiąc, sam Londyn przeszedł już szarością i nie chodzi o utratę jego blasku, ale o spowszednienie jakiemu uległ po moich dziesiątkach wizyt w tym mieście. Prawdopodobnie nikt nie ekscytuje się już, kiedy odkrywa, że kolejny post (tak, tak) ma relacjonować moje następne spacery po stolicy Anglii. Nic nie mogę na to poradzić, że po 220 dniach w Wielkiej Brytanii wciąż wiele pozostaje tam do odkrycia.


 29-31 stycznia był kolejnym weekendowym wypadem do Londynu, w którym zima zaznaczała swoją obecność wyłącznie chłodnym wiatrem.  Podczas tego wyjazdu odkryłam najtańszą kawę - easycoffee (1 funt + program lojalnościowy, za zakup sześciu kaw siódmą otrzymasz gratis) oraz przeszłam parę stacji metra wzdłuż Tamizy. Następnego dnia ambitnie poszliśmy z moim współtowarzyszem do Tower of London. Została wybudowana dla Wilhelma Zdobywcy, normandzkiego władcy, który podbił Anglię w XIw. Największą popularnością cieszyła się w czasach Henryka VIII, kiedy to w jej celach gościli oskarżeni o zdradę wobec państwa i króla m.in Anna Boleyn, Thomas More (autor Utopii), Thomas Cromwell (minister Henryka VIII odpowiedzialny za odbieranie majątku kościołowi związane z zerwaniem stosunków z papiestwem).  Jedna z flagowych atrakcji stolicy, odstraszająca dość drogim biletem okazała się warta swojej ceny.

W Tower of London można spędzić cały dzień. Najlepiej wybrać słoneczny, gdyż forteca zajmuje ogromne tereny, głównie niezadaszone. W centrum znajduje się Biała Wieża - arsenał zajmujący parę pięter. Oprócz broni, w Tower of London można zobaczyć klejnoty królewskie, korony, serwis i inne skarby Zjednoczonego Królestwa oraz kruki, których obecność jest legendarnym potwierdzeniem ciągłości monarchii.

źródło

Jeśli planujecie zwiedzić to miejsce, lepiej nie planować nic dodatkowego. Nawet przy bardzo pobieżnej wizycie, w Tower of London spędziłam około trzech godzin.



W cenie biletu nie tylko znajdują się wszystkie atrakcje dostępne poza murami warowni. Kupując bilet możemy obejść teren z niecodziennym przewodnikiem zwanym Yeomen Warders. Gwardziści noszące specjalne mundury są strażnikami twierdzy prawie od momentu jej powstania. To rekrutowani spośród członków armii żołnierze odznaczający się nienaganną służbą i dużą dawką humoru! Z pewnością warto skorzystać z możliwości oprowadzania. Oprócz tej wycieczki na terenie Tower odbywają się różne oprowadzania, o których informacje można zdobyć na ulotkach lub w kasach biletowych.

 


 
Legenda głosi, że gdy kruki odlecą z Tower of London, zakończy się okres monarchii w Wielkiej Brytanii. Stąd kruki są prawdopodobnie ostatnimi więźniami Tower.


Chociaż podczas tego weekendu nie skreśliłam wielu miejsc ze swojej listy, spełniłam kolejne marzenia związane z moim pobytem w Anglii. Po raz pierwszy jechałam piętrowym autobusem oraz znalazłam TARDIS, pojazd Dr Who, dzięki któremu ten serialowy bohater podróżuje w czasie. Nie weszłam do środka, bo nie mam zamiaru zmieniać czasoprzestrzeni, skoro w tej, w której jestem, czuję się idealnie.




14 lutego pojechałam na obchody Chińskiego Nowego Roku w Londynie. Reklamowane jako największe obchody poza Chinami podrażniły moje oczekiwania i chyba postawiłam zbyt duże wymagania temu wydarzeniu. Prawdopodobnie spisałabym wyjazd na straty, gdyby nie zakup dwóch książek, pierwsza wizyta w Chinatown i taniec lwa.


Sami Chińczycy muszą mieć ambiwalentny stosunek do festynu jaki co roku fundują im liczne organizacje, stowarzyszenia i sam prezydent Londynu. W Chinatown Chińczyków nie było widać (ja bym też uciekała z obawy przed zmiażdżeniem), czego nie można powiedzieć o reszcie świata, która spacerowała udekorowanymi uliczkami z programem imprezy w ręku.

Nie zdążyłam na paradę, która rozpoczynała wydarzenie i jednocześnie była jego kulminacyjnym punktem. Przeczekałam natomiast swoje słuchając podziękowań dla sponsorów i mów zastępców przewodniczących oddziałów departamentów, ambasadorów, przedstawicieli, które przypomniały mi bardziej dni mojego miasta niż wydarzenie kulturalne w Londynie.



Pogoda też nie sprzyjała świętowaniu. Było chłodno i wilgotno. 


Jedyną atrakcją, która zdobyła moje uznanie był taniec lwa. Kultura chińska jest mi kompletnie obca, nigdy nie miałam też możliwości obserwowania ich sztuki czy występów, a ten akrobatyczny taniec lwa był niesamowity! Trwał przez 15 minut i było to moje 15 min nadwyrężania szyi i przechylania głowy w celu zdobycia najlepszego widoku na to, co rozgrywało się przede mną na Trafalgar Square. Wy nie musicie, wystarczy odtworzyć.



W ten weekend wyjątkowo jestem w domu. Spędziłam go głównie na pisaniu; teraz posta, wcześniej recenzji, raportu, eseju, creative writing, listów... Przede mną kolejne maile i zadania. Bardzo poważnie zabrałam się za przygotowania do CAE, bo czas ucieka, a egzamin prawdopodobnie w czerwcu w moje urodziny. Na czekoladzie studentskiej (kolejnej, którą otrzymałam), nakleiłam karteczkę: "do zjedzenia, gdy dostanę A". Oby szybko, bo mam na nią ochotę!

-z Londynu komentowała dla Państwa
an-pair



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz