wtorek, 15 marca 2016

Choroba au-pairek i leki bez recepty

  

Homesick to jedno z najczęściej powtarzanych słów, jeśli chodzi o wyjazd au-pair. Tłumaczy się to jako tęsknota za domem, choć "sick" dokładnie oznacza bycie chorym. Jest w tym trochę racji. Wcale nie uważam za normalne kupowanie produktów polskich (których nawet w Polsce nie kupowałam) tylko dlatego, że są polskie. Dzisiaj przeprowadzę na sobie psychoanalizę i postaram się znaleźć lekarstwo na jakiekolwiek zmartwienia (także te rozwiązania, które nie zakładają udziału lodów lub czekolady).


 -Buu, jest mi źle, chcę do domu - wystarczy ciężki dzień, by wieczorem marudzić podobnie jak dzieci, które przed chwilą położyło się do łóżka. Nie można jednak opacznie rozumieć tego zdania. Według mnie, homesick to nie tylko tęsknota za domem. Dla mnie to głównie przemęczenie projektem.

1. Zmęczenie pracą 
a) za dużo

Jestem teraz w okresie, kiedy pracuję około siedmiu godzin dziennie, czyli nie dużo. Mam czas dla siebie, więc akurat teraz ta jedna ze składowych mojej definicji homesick odpada (ale jest już na horyzoncie, miesięczne wakacje między semestrem wiosennym a letnim nadchodzą).
Dziewczyny przyjeżdżają z różnym doświadczeniem i oczekiwaniami wobec pracy. Nie wiem ile z nich pracowało wcześniej i jak ta praca wyglądała. Ja miałam za sobą kilka bardzo różnych zajęć, które wykonywałam, dlatego codzienne obowiązki znoszę dobrze. Problem pojawia się przy pracy z nadgodzinami, która zajmuje od 7 do 19 z godzinną przerwą. Kiedy dzieci przebywają w domu, oprócz faktycznej pracy z nimi i opieką, poświęcam czas na szukanie pomysłów na zajęcia, przygotowywanie kart pracy czy zakupy w Tesco.

Londyn taki piękny, że aż chce się jechać na Luton (Primrose Hill)
b) cały czas to samo
To, co prawdziwie męczy, to rutyna. Jakie osoby wyjeżdżają, żeby pracować jako au-pair? Nie będę dumna, jeśli powiem, że z reguły to osoby kreatywne, energiczne, odważne, z tysiącem pomysłów na siebie. Trafiamy do obcego kraju, w którym oczywiście jest świetnie, ale cała nasza aktywność sprowadza się do wożenia dzieci autem, robienia im kolacji i mycia zębów. Kreatywnością można natomiast wykazać się po skończonej pracy z dziećmi, poświęcając swój czas wolny na szukanie pomysłów, przygotowywanie zabaw i wycinanie kształtów. Jeśli chcesz być oryginalna, pracujesz 24 godziny na dobę.

Trasa w jedną stronę to około 30km, pokonuję ją dziennie cztery razy, co oznacza, że w tygodniu przejeżdżam ponad 600km
c) brak satysfakcji
Wśród moich priorytetów angielskich było szlifowanie języka i zwiedzanie. Dwa te cele udaje mi się sprawnie realizować. Żadne z nich nie dotyczy pracy samej w sobie. Choć miałam doświadczenie z dziećmi, dotyczyło one głównie organizowaniu im czasu lub uczenia ich języka angielskiego. Lubiłam w ten sposób pracować. Praca opiekuna/korepetytora różni się od au-pair, która jest bardziej nianią. Nie chcę być nianią. Zajęcie, które nie sprawia przyjemności, a wykonuje się je na pełen etat, powoduje jedynie irytację i poczucie tracenia czasu. Widać to po nauczycielach bez powołania. Widać by było to po mnie, gdybym została au-pair lub nianią na stałe.

wisi na szafie
2. Rutyna weekendów
Wyjazdy są świetne i dzięki nim dobrze sobie radzę psychicznie. Problemem wyjazdów jest tylko to, że kosztują. Nie zarabiam mało jako au-pair, więc mogę sobie pozwalać na częste wyjazdy. Wymaga to jednak z mojej strony dużych oszczędności na prostych rzeczach. Nie wychodzę na kawy/dyskoteki/zakupy w Primarku. Starając się nie wydać ani funta, zestaw zajęć weekendowych znacznie się kurczy. W oczekiwaniu na cudowne wakacje w Szkocji, spędzałam weekendy w domu, czyli to tak jakby próbować zrelaksować się w swoim zakładzie pracy.

3. CAE
Osoby, które mnie znają, a w szczególności rodzice, którzy bardzo brutalnie odczuli na sobie matury i dwie sesje, wiedzą jak przeżywam każde egzaminy. W tym roku 8 czerwca (juhu, będę świętować na collage'u) przystępuję do testu Certificate in Advanced English, czyli jak tłumaczy wikipedia.pl:  jeden z najpopularniejszych angielskich certyfikatów językowych na poziomie zaawansowanym, z naciskiem na umiejętności praktyczne, wydawanych przez University of Cambridge Local Examinations Syndicate na podstawie testu. Jest to zakończenie mojego kursu językowego w szkole w Henley. W tamtym roku nie uczyłam się za dużo samodzielnie. Teraz jednak dodatkowo przerabiam jeszcze jedno repetytorium i rozwiązuję testy z poprzednich lat. Mam bardzo wysokie ambicje i na kolejnej Studentskiej, którą otrzymałam pocztą, napisałam duże: "Kiedy zdasz na A". Jest to prawdopodobnie niemożliwe, bo A z CAE oznacza poziom proficiency. Póki co będę się jednak motywować, a po 8 czerwca zastanowię się co poczynić z czekoladową tabliczką. Uczenie się, choć może dawać względną satysfakcję, nie jest zajęciem, które aktywuje produkcje endorfin.

Londyn taki szary, a w Goczałkowicach tak kolorowo

4. Tęsknota za domem
Jesteśmy już prawie dorośli, ale każdy potrzebuje czasami przytulenia i pogłaskania po głowie. Szczególnie, kiedy jest ciężko. Tęsknię do braku oczekiwań, swojego pokoju, Szaszłyka, grania w Scrabble, siedzenia na uczelni i Paprocan. Mimo, że wciąż jesteśmy w Europie, to różnica kultur jest odczuwalna.

5. Planowanie wakacji
Jestem zorganizowana do punktu skrajnego, bo sierpień mam już zajęty. Planowanie słonecznych tygodni w gronie najbliższych w porównaniu do deszczowych dni roboczych w Anglii daje proste wnioski. Chcę zagiąć czas i przestrzeń, skończyć program jak najwcześniej, zabukować bilet i lecieć do Polski i dalej nad morze, w góry, do Rzymu i do Brennej.

Plaża Stogi w Gdańsku, na której spaliłam nogi niecały rok temu
Oprócz planowania wakacji, myślę już nad swoją przeprowadzką, szacuję inwentarz i robię wstępne pakowania torby podręcznej. W kwietniu przylatuję do domu na parę dni i mam zamiar przywieźć ze sobą książki, które kupiłam (prawie cała torba podręczna), część ubrań i pamiątek.

Lekarstwa na homesick albo co mi poprawia humor
b) polskość - polskie słodycze, książki, muzyka, radio (właśnie słucham RMF fm). Nie jestem jakoś specjalnie zakochana w delicjach czy prince polo, ale kiedy do tego w tle gra Brodka, można się poczuć lepiej. Polskość jest częścią naszego myślenia o sobie, czy tego chcemy czy nie. Z tego powodu warto do Anglii przywieźć z sobą coś z naszego pokoju, ale o tym będzie też w innym poście.

b) rozmowy - przede wszystkim z innymi au-pairkami. Nic tak nie pomaga jak wygadanie się komuś, kto czuje to samo. Wyjście do kina lub teatru dodatkowo wzmocni samopoczucie. UWAGA: przy złym samopoczuciu nie poleca się zbyt gorliwego oszczędzania pieniędzy.


c) kreatywność - coś czego brakuje w codzienności. Oprócz kolorowania, narysowałam ostatnio siebie jako superbohaterkę. Mam kolorowe włosy, fioletowo-pomarańczowo-niebiesko-żółte. Na szyi mam zawieszony zegar, taki jak miała Hermiona w trzeciej części Harry'ego Pottera. Mam moc władania czasem, więc mogę go wstrzymywać lub przyspieszać. Może się wydawać to bardzo dziecinne, ale bardzo mnie zrelaksowało i wprawiło w dobry nastrój.

Zakupiłam kiedyś w Temptation
i smakowała mi bardzo (źródło)
d) lody i czekolada - krótkotrwałe, ale skuteczne. Nie ma wiele przyjemniejszych uczuć od tego, kiedy nie możesz zjeść już więcej lodów, a wiaderko jest jeszcze do połowy pełne. W moim przypadku jest to Ben&Jerry Cookie Dough, chyba rozpocznę import ich do Polski, nie wiem jak wytrzymam bez tych cudownych lodów.

e) autopomoc: uzmysłowienie sobie celów przyjazdu i tego, czego nie będzie jak przyjedziemy do kraju. W moim przypadku przypominam sobie, że tylko teraz mam możliwość swobodnego zwiedzania Wielkiej Brytanii i używania j.angielskiego codziennie. Tutaj mam wolne popołudnia oraz czas dla siebie. Gdy przyjadę do Polski, na pewno będzie go mniej, bo wznowię studia i pracę. Nie będę mieć także pięknej rzeki, Paperchase, książek za dwa funty, umywalki w pokoju, batoników nakd i łózka na dwie i pół osoby.

f) bieganie lub spacery - o ile te drugie mogą dla niektórych wydawać się depresyjne, szczególnie jeśli odprawiane bez towarzystwa, o tyle bieganie w piękny wiosenny dzień naładuje nas ogromnym zapasem energii i uśmiechu. W okolicy, w której mieszkam w Polsce, bieganie wymaga pracy logistycznej. Tutaj wychodzę z domu i zmierzam dosłownie gdzie chcę.

g) prezenty dla siebie - w punkcie b) wspomniałam o hojności względem siebie i nawet przy ambitnych planach przywiezienia do Polski fortuny, wydanie paru funtów na coś specjalnego dla nas, nie zrujnuje naszego budżetu do końca. Ja postawiłam na gadżety z Paperchase: pojemnik na drugie śniadanie oraz plastikowe pudełka do przechowywania żywności (idealne na pikniki, zdjęcie po prawej).

Piknikowe tereny pod Wawelem

h) wycieczki, które w zasadzie powinny być na samym początku tego zestawienia. Nie tylko zajmują czas i myśli przy organizacji, wyszukiwaniu połączeń i sprawdzaniu godzin otwarcia poszczególnych atrakcji, ale także dają dni radości z przebywania w nowym miejscu. Następny cel: Birmingham i Stratford-upon-Avon (19-20 marca)

Ten post powstał po przejściu najgorszego z dotychczasowych okresów i kuracji, która znowu sprawiła, że cieszę się swoim pobytem w Anglii. W końcu tak mało czasu pozostało!

-Przed użyciem nie zapoznaj się z treścią tabeli wartości kalorycznych dołączonej do opakowania i nie konsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda kostka czekolady właściwie stosowana służy Twojemu życiu oraz zdrowiu
dr an-pair


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz