sobota, 23 stycznia 2016

Tam, gdzie zostawili kamień na kamieniu


Po styczniowym maratonie w końcu znalazłam czas/zabrakło mi pieniędzy. Ostatnie dni spędziłam na dyskutowaniu z portfelem na co mogę sobie pozwolić, a na co nie. Noworoczne postanowienie oszczędzania i nadchodzące weekendy, gdy Londyn zapełni się moimi przyjaciółmi, są wystarczającą motywacją, by ukrócić swoje zapędy do lokalnych wyjazdów na rzecz wspinaczki w górę i dół po schodach, do kuchni i do łóżka. I chyba w takim wektorze jestem najszczęśliwsza. Mając czas na odpoczynek w piątek wieczorem.

W poprzednie piątki tego miesiąca byłam w ogniu planowania, pakowania i skejpowania (w przypadku tego ostatniego dzień tygodnia nie ma znaczenia). Było to w okresie poświątecznego odurzenia, kiedy tunele metra zamieniłabym na te prowadzące z osiedla Waryńskiego na Retę. Patrzyłam więc uparcie każdej okazji do przekonania się o ulotności chwili (gosh, jakiej chwili, tyle miesięcy!) i wyjątkowości sytuacji w jakiej jestem; (daleko od najbliższych, chlip), niezwykłej szansy do podróżowania (od czego jest google grafika).

Wykorzystałam tą najbardziej malowniczą. 10 stycznia pojechałam do Stonehenge. Najzabawniejsze jest to, że cały czas mam wątpliwości jak to się piszę. Mniej zabawne było dostane się do Salisbury, które oznaczało trzykrotne przesiadanie się na stacjach kolejowych. Z tego miasta dostałam się autobusem do kamiennego kręgu. Miałam szczęście do pogody!


 
Nie da się oczywiście przechadzać między głazami, ale odległość w jakiej się jest od kręgu, nie jest duża. Wszystko widać bardzo ładnie. Wokół obiektu zachowano naturalny krajobraz, nawet owce pasą się zaraz obok. 
 
 Czas spędzony przy zabytku nie jest proporcjonalny do jego sławy. Wystarczy 5-10min (zależy od tego jak zimny jest wiatr), by zobaczyć krąg z każdej strony. W centrum turystycznym znajduje się wystawa stała o Stonehenge, ale bardziej interesujący był dla mnie sklep, w którym kupiłam m.in. chusteczki do nowa we wzór Stonehenge. Nie, nigdy nie wydmucham do nich nosa.
Tapeta systemowa Windows (źrodło)

Dla porównania dwa zdjęcia Stonehenge. Kolejny dowód na to, że wszystko zależy od punktu widzenia. A ludzie tam patrzyli przede wszystkim na słońce. Do dzisiaj nieznana jest funkcja kręgu, prawdopodobnie był miejscem kultu. Prace przy budowli zaczęły się około 5000 lat temu. Część kamieni, których użyto przy konstruowaniu świątyni, została sprowadzona aż z Walii! (około 250km). W tych okolicznościach aż wstyd powiedzieć, że czegoś się nie da zrobić. 


Po Stonehenge pojechałam do Old Sarum. Nie pamiętam jak duża była to różnica w bilecie, ale zdecydowałam się dodać kolejną atrakcję do swojej wycieczki. Zbyt atrakcyjne się to jednak nie okazało, więc jeśli ktoś jest dopiero przed swoją wyprawą w te strony, spokojnie może sobie to miejsce odpuścić.
Nie żałuję jednak, że tam się wybrałam. Old Sarum to pozostałości pierwszej osady z kategorii:
-kiedyś było ważne, ale być przestało,
-ze względów ekonomicznych rozebrano i użyto materiałów gdzie indziej,
-tym, co zostało podzielili się mieszkańcy z okolicy.
-nie warto odbudowywać.
-postawmy budkę z biletami (i sklepik!)

Do tej samej kategorii zaliczyłabym np. Chudów. Tak samo jak tam, w Old Sarum dużo było rodzin z dziećmi i psami, wyobrażam sobie, że musi być to urocze miejsce na piknik wiosną.

Potem wróciłam jeszcze do Salisbury. Tego miasta nigdy nie brałam pod uwagę, gdy myślałam o wycieczkach, nie ma w nim bowiem nic interesującego oprócz katedry, Po jej wybudowaniu Old Sarum zaczęło tracić na znaczeniu, a życie przeniosło się bliżej nowopostawionego kościoła.

 



Katedra jest bardzo ładna i duża. W jej wnętrzu znajduje się jedna z czterech zachowanych kopii dokumentu Magna Carta. Szacuje się, że w momencie spisania, istniało około czterdzieści arkuszy. Ten, który trafił do katedry w Salisbury jest dzisiaj najlepiej zachowanym. Magna Carta jest przechowywana w specjalnym namiocie.

Magna Carta pochodzi z 1215r. i po polsku nazywana jest "Wielką Kartą Swobód". Brytyjska arystokracja wymusiła na mało efektownym królu zawiązanie umowy, która ograniczała władzę w zakresie nakładania podatków oraz dawała przywileje duchowieństwu i klasie wyższej. Każdy kolejny król potwierdzał prawa ustanowione w tym dokumencie.

Tydzień po Stonehenge pojechałam do Cardiff i o tym napiszę w kolejnym poście. Dwa wyjazdy oraz powrót chłopaków do szkoły skutecznie przywróciły mi poczucie radości i szczęścia z powodu przebywania w Wielkiej Brytanii. Wczoraj minęło pół roku odkąd przyjechałam do Henley-on-Thames. Teraz będzie tylko mniej. Nie ma czasu do stracenia!

Pozdrawiam z miasta, w którym po południu było 14 stopni Celsjusza.
-an-pair

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz