poniedziałek, 4 stycznia 2016

Święta, święta i wciąż święta! Zaległości cz.3

Ostrava, 29.12 2015



W momencie, w którym nikt nie zagląda na tego bloga, bo z Anią widzieli się w Polsce i trzeba uzupełnić notatnik na nowy rok, ja wciąż nadrabiam stary. Dobrze, że podróż do domu faktycznie była przeprawą przez pół Europy i w przerwie między jednym dworcem a następnym mogłam rysować szkice tego postu.

Jestem wciąż w stanie pewnego wybudzenia, po tych odurzających dziesięciu dniach wakacji w Polsce. Z zaskoczeniem odkrywam, że chyba trzeba się pouczyć znowu angielskiego, że trzeba odpisać na maile, zaplanować weekendy. Trzeba ogarnąć muzykę na spotify, tablicę korkową i pościel. Napisać posty lub zacząć od sporządzenia listy rzeczy do zrobienia. Zacznijmy nowy rok po staremu!



źródło
8. Victoria cake było moim pierwszym i jedynym jak do tej pory występkiem biszkoptowym. Nie zostałoby upierzone, gdyby nie ambicja mojego host dad, który pod nieobecność HM chciał prowadzić idealny dom. Skończyło się to prowadzenie na wyprowadzeniu chłopców z kuchni i zdaniem "Anna is the boss”, co oznaczało samotna walkę na niezbadanych wcześniej polu. Nie było strategii, masła do pieczenia, dżemu i czasu, a efekt końcowy był na tyle dobry, że HD chętnie przypisał sobie laur zwycięstwa w ciaścianej potyczce. Działania obejmowały m.in.  chłodzenie biszkoptu za pomocą pochłaniacza. Może to tylko epizod w moim angielskim obcowaniu #walkaoprzetrwanie, ale nie chce go zapomnieć.

9. Weekend, w który upiekliśmy historyczne Victoria cake rozpoczął się jednak dużo bardziej poważnie i traumatyczne. Nie będę się rozwodzić nad tym w tym miejscu, ale na skróty pójdę do konsekwencji, czyli mojego dnia off spędzonego w Winter Wonderland (23.11) w Hyde Parku. 
 
Na diabelskim młynie
 Moja rodzina zagwarantowała mi bilety na trzy atrakcje, a ja bawiłam się lepiej, niż bym się o to podejrzewała. Po raz pierwszy byłam w Wielkiej Brytanii na lodowisku. Potwierdzam to, co oznajmiłam już wcześniej - żaden Mikołaj nie ucierpiał! Było super super, kupiłam sobie przedrogie zdjęcia i crepes z orzechami i wałęsałam się między straganami z rękodziełem i budkami z german sausage. Potem poszłam do królestwa zimy, pałacu z rzeźbami lodowymi.

Było naprawdę zimno, więc raczej przemknęłam szybko obok lodowych grizzli i księżniczek, nie odpuszczając dalej bardzo drogich zdjęć (na fotografiach siedzę na lodowym tronie i wyglądam jak księżniczka, jeśli ktoś ma zły humor, to proszę pisać, udostępnię. Działa!). Po zmierzchu wślizgnęłam się do jednej z kabin diabelskiego młynu. 

 

Nigdy wcześniej nie byłam na czymś takim, dodatkowo zamiast oglądać smutny obraz Chorzowa, miałam za oknem rozświetlony tysiącem kolorów Hyde Park i Londyn. Ponadto mogłam tasować muzyką wybierając spośród czterech stacji przygotowanych specjalnie z myślą o tym młynie. Wtedy to już w ogóle byłam królową i sprawowałam władze nie tylko nad przypadkowymi fistaszkami.

10. Opisanie całych świątecznych przygotowań byłoby niemożliwe. Nie dwa się oddać tego nastroju i podejścia, raczej różnego od polskiej tradycji. W brytyjskim Bożym Narodzeniu nie ma Boga- wiem, że brzmi trywialnie, ale głównym bohaterem całego zamieszania jest św. Mikołaj i jego elfy. Furorę na wyspach zrobiły kalendarze adwentowe, z których okiennej codziennie wyciągało się kolejne zabawki do minifabryki czy elementy sań. 
źródło

Prawdopodobnie jest to związane z tym jak zostałem wychowana, ale sprzeciwiając się wszystkiemu, co się tu dzieje, muszę przyznać "nie kupuje tych świat". Brakuje mi w nich treści, tajemnicy i prawdziwej magii, która nie sprowadza się tylko do pytania, jak św. Mikołaj zmieści się w kominie.
Witryny sklepowe przybierają czerwono-zielone kolory zaraz po Halloween. W moim domu już w listopadzie poręcz obrosła w ostrokrzew, a gzyms przybrany został wielkimi skarpetami. Ponieważ na święta przyjeżdżałam do Polski, w weekend przed Bożym Narodzeniem zjadłam świąteczny obiad z moją rodziną brytyjską. Było jak w podręczniku do angielskiego, z crackers, prezentami i indykiem z żurawiną. Graliśmy w gry planszowe, a wieczorem walczyłam z upychaniem walizki. Wczoraj rozpakowałam ją po raz kolejny. 

-pozdrawiam z gorącej Anglii
an-pair


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz