sobota, 2 lipca 2016

Nowa Zelandia na mapie Europy. Wyjazd do Szkocji

Na Calton Hill, w tle Arthur's Seat
Wyjazd do Szkocji jest planem każdej au-pair. Z reguły przygotowuje się na niego dużo wcześniej, oszczędzając pieniądze i dni urlopu, organizując grupę znajomych i trasę podróży. Szkocja wynagradza trudy pracy, nadaje sens poprzednim miesiącom i wszystkim wyrzeczeniom, jakie podjęliśmy żeby tu się znaleźć. I jest przepiękna. Jeśli macie szczęście, tak jak ja, możecie się tam znaleźć za 3 funty.

Edynburg (28.05)

Tyle zapłaciłam za bilet Megabusa z Londynu do Edynburgu. Wyruszyliśmy w piątek wieczorem i o 7 rano wysiedliśmy w pochmurnym i szarym Edynburgu. Po podróży trzeba było nieco podtrzymać pozytywne nastroje i jedzenie okazało się tym, co spowodowało powrót uśmiechów na twarze (zostawienie kilogramów bagaży w hotelu też miało w tym swój udział). Po raz pierwszy spróbowałam haggis, owianego tajemniczym i lekko dystansującym opisem, na który szkolna klasa zawsze reaguje wzdrygnięciem się i gwałtownym potrząsaniem głowy.

Tu haggis z ziemniakami, w zestawie śniadaniowym wyglądało bardziej przystępnie

 Specjał szkockiej kuchni narodowej, przyrządzany z owczych podrobów, wymieszanych z cebulą, mąką owsianą, tłuszczem i przyprawami, zaszytych i duszonych w owczym żołądku. (wikipedia)

Choć brzmi dość barbarzyńsko, jego smak przywołał mi śląskie żymloki i od razu poczułam się jak w domu.

Edynburga nie trzeba zwiedzać, wystarczy spacerować. To też czyniliśmy wpadając z małych uliczek w większe, przyglądając się wystawom sklepowym i słuchając Szkotów grających na bagpies. na licznych ulicach miasta.  Weszliśmy na Calton Hill, niewielkie wzgórze udekorowane najróżniejszymi budowlami i wieżyczkami. Chwilę posiedzieliśmy na szczycie wpatrując się w miasto i morze i inne wzniesienia. Z takim wachlarzem atrakcji sam Edynburg wzniósł się na szczyt rankingu miast, w których mieszkanie byłoby przyjemnością.


Po godzince snu w hotelu i regeneracji składnikami odżywczymi gorących kubków i pasztetu byliśmy gotowi na zwiedzenie podziemi Edynburga, ale z powodu braku wolnych miejsc kupiliśmy bilety na inny dzień i poszliśmy w przeciwnym kierunku, na samą górę. Arthur’s Seat jest wygasłym wulkanem z epoki Karbonu (350 milionów lat temu) o wysokości 250m . Jest to zdecydowanie dłuższa wyprawa niż zdobywanie Calton Hill, choć widziałam osoby wchodzące w japonkach. Dobrze zostawić sobie trochę więcej czasu oraz wziąć cieplejsze ubrania – na szczycie było zimno i wietrznie. Było też przepięknie. Nie wiem dokładnie, jak wygląda Nowa Zelandia, ale czułam się, jakbym tam była. Nie umiem opisać w słowach tego pięknego widoku.



North Berwick (29.05)

Wyjazd do małej miejscowości położonej nad zatoką Firth of Forth był szukaniem Szkocji poza Edynburgiem. Po wejściu na dwa szczyty w dniu poprzedzonym nocą w autobusie, ostatnie na co miałam ochotę to wchodzenie na kolejne wzniesienie - North Berwick Law, które z poziomu dworca kolejowego wyglądało jednocześnie na imponująco wysokie i niezbyt popularne wśród miejscowych. Trudno było znaleźć jakikolwiek szlak, zamiast którego pełno było wydeptanych ścieżek rozchodzących się w różne strony, przesiewając wzgórze jak siatka.  Na szczycie pasły się konie i jakieś okropne owady, które zmusiły mnie do zakrycia 95% swojego ciała. Brrr!



Potem zeszliśmy na plażę (paradoks Szkocji) i udaliśmy się do Scottish Seabird Centre, które zajmuje się ochroną obszarów lęgowych różnych ptaków morskich, z których najbardziej znane i lubiane są Puffiny (kliknij i zobacz!) - w języku polskim maskonury, po łacinie Fratercula. Wybrały sobie za przystań szereg małych wysp na zatoce, a centrum opowiada o ich specyfice oraz daje unikatową możliwość podglądania życia ptaków. Za pomocą niewielkich joysticków możemy sterować kamerami umieszczonymi na wyspach i oglądać ptaki tak jakby były zaledwie pół metra od nas.

Wieczorem tańczyłam już z Agnieszką w pubie przy cydrze.



Stirling i Edynburg (30.05)

Stirling odwiedziliśmy z powodu pięknego zamku wznoszącego się ponad miastem. Jego historia odzwierciedla burzliwe losy terenów, przechodzących na zmianę w ręce władców Anglii i Szkocji. Odrestaurowanie zamku rozpoczęto dopiero w 2001r., wcześniej w murach zamku znajdowały się m.in. koszary wojskowe.


źródło
 

Jak zwykle największe wrażenie zrobiły na mnie komnaty królewskie oraz pogoda. W słoneczne południe wielu odwiedzających wybrało się na piknik w przyzamkowych ogrodach. Nie mogliśmy spędzić tam jednak zbyt wiele czasu, gdyż po południu mieliśmy zarezerwowane wejście do Podziemi Edynburga. Polecana przez wiele osób atrakcja trochę mnie zawiodła. Widok zamkniętej ulicy znajdującej się parę metrów poniżej tętniącego życiem miasta bardzo mi się spodobał, ale drugi raz z pewnością odmówiłabym sobie tego chwilowego zachwytu za niemałą cenę na rzecz innego zamku. Po zdobyciu Calton Hill oraz Arthur’s Seat, z górskiego Edynburgu pojechaliśmy na jego wybrzeże. Na Portobello Beach nie było już tak cieplutko, ale wciąż przyjemnie.



Edynburg i Glasgow (31.05)

Największą atrakcję Edynburga zostawiliśmy sobie na deser. Po wymeldowaniu z hotelu ruszyliśmy obładowani bagażem na wzgórze zamkowe, gdzie dowiedzieliśmy się, że na terenie zamku nie ma żadnej szatni ani miejsca, w którym moglibyśmy zostawić swój dobytek.


Nie jesteśmy tymi, którzy się poddają i prawdopodobnie ciekawe spacerowanie po zamku musieliśmy ograniczyć do zobaczenia najważniejszych dla nas obiektów: insygnii koronacyjnych królów szkockich i Kamień Przeznaczenia, który jest historycznym tronem koronacyjnym. Zamek jest bardzo ładny, pogoda też była ładna, szkoda, że nie było pomocnej ekstremalnym turystom infrastruktury. Potem pojechaliśmy autobusem do Glasgow, skąd M. miał samolot powrotny do Polski. Ja natomiast zostawiłam bagaże w hotelu i poszłam na spacer po mieście owianym słabymi recenzjami.

 
Wcale tak nie było! Chociaż godziny, w jakich byłam w Glasgow uniemożliwiły mi wejście do galerii czy muzeów, spacerowanie po mieście było bardzo bardzo rekompensujące w pełnym słońcu. Wieczorem w hostelu zobaczyłam film i nazajutrz wyruszyłam autobusem spowrotem do Londynu.


Mój wyjazd uznaję za bardzo udany, bo zawierał spacery po mieście i po górach, choć wcale nie odjeżdżałam daleko od Edynburga. Żałuję jednak tego, że brakowało mi tych uniwersalnych: czasu i pieniędzy, by pojechać na naprawdę mglistą północ, stanąć na brzegu jeziora (niekoniecznie Loch Ness) i zgubić się w środku nigdzie.




Na tyle, ile mogłam, wykorzystałam ten czas do maksimum i wypełniłam kolejne ze swoich małych postanowień.

Byłam we wszystkich miastach Anglii z Eurobiznesu.

 -18 dni do powrotu
an-pair

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz